Wśród rezydentów cicho. Czyż nie byłoby słuszne, by siedzieli razem z goścmi ci, którzy dla dobra majorowej rzucani bywali w piekło? Poniżający jest ten stolik pod piecem, wygląda bowiem jakby kawalerowie nie byli godni towarzystwa dostojników!
Siedząc pomiędzy hrabią z Borgu i opatem z Bro, majorowa pyszni się, zaś rezydenci zwieszają głowy, jak dzieci stojące w kącie za karę, a jednocześnie budzą się w nich myśli z ubiegłej nocy.
Wesołe żarciki i swawolne kłamstewka dobiegają lękliwie jeno do stołu pod piecem, gdzie panuje w umysłach gniew i wspomnienie paktu wigilijnego. Wprawdzie Juljusz dowodzi silnemu kapitanowi Chrystjanowi Bergh, że pieczonych jarząbków, obnoszonych właśnie u stołu głównego, nie starczy dla wszystkich, ale ta uwaga nie budzi wesołego śmiechu.
— Nie starczy, na pewno! — zapewnia. — Wiem, ile ich było. Ale niema obawy, kapitanie, dla nas, napieczono wron, przy bocznym stoliczku.
Usta pułkownika Baerencreutza składają się do mdłego uśmiechu pod sumiastem wąsem, zaś Gösta wygląda od rana, jakby chciał kogoś zamordować.
— Każde jadło dobre dla rezydentów! — powiada.
Przynoszą w tej chwili do stołu bocznego kopiatą misę wspaniałych jarząbków.
Ale kapitan wre gniewem. Przez całe życie nienawidził tego szkaradnego, wrzaskliwego plemienia i nieraz, wystawiając się na drwiny, przywdziewał kobiece suknie byle je tylko podejść na strzał, gdy żerowały w zbożu. Mordował je wiosną na pustych polach, gdy obchodziły weselne gody, latem szukał gniazd i wyrzucał wrzeszczące, bezpióre pisklęta, lub niszczył zalęgnięte jaja.
Przysunął sobie misę z jarząbkami i krzyknął służącemu:
— Sądzisz, że ich nie poznaję, że muszę słyszeć krakanie, by poznać wronę? Któż się, u djaska, waży podawać wrony Chrystjanowi Berghowi? Do króćset djabłów!
Brał jednego jarząbka po drugim i ciskał o ścianę, a tłuszcz i sos pryskały wokoło. Odbite o ściany ptaki padały daleko po podłodze, a cały stół rezydencki wrzał radością.
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/44
Ta strona została przepisana.