Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/67

Ta strona została przepisana.


BAL W EKEBE.

O wy, piękne kobiety czasów minionych! Wspomina się was, jak szczęśliwość niebiańską. Samem jeno pięknem byłyście i samą światłością. Wiecznie młode i piękne, niby łagodne oczy matki, spoglądającej na dziecię swoje. Miękko, jak młode wiewióreczki, zawisałyście u szyi męża. Głos wasz nigdy nie drgał gniewem, czoło nie miało zmarszczki, a ręka miękka była zawsze. O wy słodkie, święte! Stałyście w świątyni domu, niby strojne posągi, przyjmując kadzidlane hołdy i modlitwy, miłość przez was czyniła cuda, a nad głową lśnił wam złocisty nimb poezji.
O, piękne kobiety czasów minionych, opowiem tu właśnie, jak to jedna z was udarowała Göstę Berlinga miłością swoją.

W dwa tygodnie po balu borskim odbył się bal w Ekeby A najwspanialsza w świecie zabawa. Wspominając ją, młodniały kobiety i odmładzali mężczyźni, w śmiechu wielkim i radości.
Kawalerowie byli w tym czasie jedynowładcami w Ekeby, majorowa bowiem wędrowała kędyś o kiju żebraczym, z sakwą dziadowską na plecach, zaś major mieszkał w Sjö. Nie mógł nawet uczestniczyć w balu, gdyż w Sjö właśnie wybuchła ospa, tedy nie chciał szerzyć dalej choroby.
Jakąż pełń uciechy zawarło w sobie tych dwanaście godzin, począwszy od pierwszego strzału korka butelki przy stole, aż do ostatniego tonu skrzypiec, późno, do północy. W otchłań przeszłości zapadły te godziny, uwieńczone diademem radości, rozpłomienione mocnem