Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/83

Ta strona została przepisana.


STARE POJAZDY.

Przyjaciele moi! Jeślibyście te słowa czytali przypadkowo nocą, podobnie jak ja je piszę w nocnej ciszy, nie odetchnijcież, proszę, w tem miejscu z ulgą, sądząc, że zacni kawalerowie legli spokojnie spać, umieściwszy znalezioną Marjannę w łóżku, w najlepszym gościnnym pokoju, obok wielkiej sali.
Poszli istotnie spać i zasnęli nawet, ale nie było im dane spoczywać spokojnie do południa.
Nie zapominajmyż, że stara majorowa wędrowała tymczasem o kiju żebraczym po całej okolicy, a nie miała wcale zwyczaju troszczyć się o spoczynek znużonych grzeszników. Dziś tem mniej jeszcze mogła się z tem liczyć, albowiem postanowiła wygnać tej nocy kawalerów z Ekeby.
Minął czas jej królowania w blaskach szczęścia i rozsiewania radości, niby gwiazd po niebie. Włóczyła się po gościńcach, a posiadłości strzegli rezydenci, podobnie jak wiatr strzeże popiołu, lub promień słonca śniegu.
Czasem napotykali ją oni, pędząc saniami, przy brzęku janczarów, a majorowa wcale nie spuszczała przed nimi oczu. Hałaśliwi zawadjacy grozili jej pięściami, nagłym zwrotem konia zmuszali uciekać w głębokie, przydrożne zaspy, zaś major Fuchs spluwał zawsze trzykrotnie, by to spotkanie nie miało złych skutków.
Uważając ją za złośliwą czarownicę, nie mieli litości. Gydby ją spotkało nieszczęście, nie trapiliby się tem, podobnie jak ktoś strzelający w noc Walpurgi mosiężnemi guzikami nie zważa, gdy trafi przypadkiem w przelatującą właśnie wiedźmę. Sądzili, że prześladując ją, ratują własne dusze. Ludzie często już katowali się straszliwie, wzajem, dla dobra dusz swoich.