mieli zostać wygnani precz. Pozwoliła dopełnić się mierze zuchwalstwa. Spoglądając ponuro, czekała dłużej jeszcze, aż kawalerowie wrócą z nocnej wycieczki, czekała w milczeniu, do chwili, gdy zagasło ostatnie światło w rezydenckiem skrzydle, a wszystko w wielkiem dworzyszczu usnęło. Wówczas wstała i wyszła. Była już piąta rano, ale wygwieżdżona, lutowa noc obejmowała jeszcze światy.
Majorowa kazała ludziom zebrać się pod rezydenckiem skrzydłem, sama zaś weszła w podwórze, zbliżyła się do budynku głównego, zapukała i została wpuszczona przez córkę proboszcza z Broby, z której zrobiła dzielną służebnę.
— Najserdeczniej witam jaśnie panią! — powiedziała dziewczyna, całując ją w rękę.
— Zgaś światło! — rozkazała. — Wszakże i po ciemku wszędzie trafię!
Zaczęła chodzić po cichym domu, od piwnice do strychu, żegnając się z nim. Cichemi krokami szła z pokoju do pokoju.
Rozmawiała ze wspomnieniami, a służąca, idąc za swą panią, nie łkała, nie wzdychała, ale łza po łzie toczyła się z jej oczu. Majorowa kazała otworzyć szafę z płótnem i srebrem, poczem wodziła dłonią po przepysznych, adamaszkowych obrusach i zastawie stołowej ze szlachetnego metalu. W komorze z pościelą dotykała stosów pierzyn i poduszek puchowych, dalej wszystkich sprzętów, warsztatów tkackich, kołowrotków i motków nici. Włożyła rękę w skrzynię z korzeniami i przesunęła ją po rzędach świec łojowych, zwisających od stropu.
— Już suche! — powiedziała. — Można je zdjąć i schować.
W piwnicy opukiwała beczki z winem i wodziła dłonią po szeregach flaszek, weszła do śpiżarni i kuchni, badając wszystko i dotykając przedmiotów. Wyciągała ręce i żegnała się z domem swoim.
Wkońcu poszła do jadalni i pogładziła płytę wielkiego, składanego stołu.
— Niejeden najadł się tu do syta! — powiedziała.
Chodziła po wszystkich pokojach. Odnajdywała na dawnem miejscu długie i szerokie kanapy, gładziła
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/86
Ta strona została przepisana.