farba łuszczy się i opada, a wyściółka poduszek wyłazi dziurami, wygryzionemi przez mole. Dajcież nam spać i rozpaść się, powiadają stare pojazdy. Dość już długo podskakiwałyśmy po gościńcach, nasiąkając deszczem i śniegiem. Dajcież nam spokój! Dawno minął czas, gdyśmy wiozły młodych panów na pierwszy bal, dawno już temu, jak wyczyszczone i lśniące ruszałyśmy w pierwszą przejażdżkę po śniegu, lub niosły ochoczych bohaterów po rozmiękłych drogach do obozu w Trosnaes. Śpią sobie smacznie, a najnowsze i najlepsze nawet wiedzą, że nigdy już, nigdy nie opuszczą Ekeby.
Pęka skóra pokrycia, spadają obręcze z kół, sypią się zbutwiałe sprychy i śruby wylatują, ale stare pojazdy nic sobie nie robią z życia, chcą bowiem umrzeć i koniec. Kurz leży na nich już, niby całun pogrzebny, a pod jego powłoką starość dojrzewa i zagarnia władzę. W niezmąconem próżniactwie stoją tu i rozpadają się powoli. Nikt ich nie używa, a jednak niszczeją. Raz do roku otwierają się drzwi i wchodzi nowy towarzysz, przybywający na stały pobyt w Ekeby, potem drzwi zapadają z powrotem, a nowoprzybyłego ogarnia także znużenie, sen i starczy uwiąd. Rzucają się na niego myszy, mole, robaki i inne rabusie, on zaś rdzewieje i rozpada się w ciszy bezsennej, a niezmąconej.
Tej jednak nocy lutowej kazała majorowa otworzyć naoścież drzwi starej wozowni. Wyciągnięto przy świetle latarń i świec stare pojazdy, będące własnością żyjących dziś w Ekeby rezydentów, starą karjolkę Baerencreutza, herbowe sanki Örneclou i wąską karetkę kuma Kristoffera, w której siadywał skulony. Majorowa nie zważa, czy to pojazdy letnie, czy zimowe, idzie jej o to jeno, by każdy dostał swą własność z powrotem.
W stajni pobudzono też stare konie rezydentów, śpiące przy pełnych żłobach. Raz jeszcze marzenia wasze staną się prawdą, o beztroskie rumaki! Będziecie jadły stęchłe siano po stajniach karczem, będziecie drżały pod razami nahajek pijanych handlarzy i szalonym pędem biegły po lśniącym lodzie, na który aż strach wstąpić.
Ładnie wyglądają teraz stare pojazdy. Małe, szare koniki góralskie zaprzęgają do kościstego, piętrowego dżygu, a długonogie wierzchowce do niskich, śpiczastych
Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/90
Ta strona została przepisana.