Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/92

Ta strona została przepisana.

Ten sen błogosławiony byłby ich nawet ocalił. Parobkom zaczyna się zdawać, że ta cisza, to podstęp. Za każdą ramą okienną stoi może rezydent z bronią w ręku gotów położyć trupem każdego, ktoby się wejść poważył! To chytrzy i wojowniczy ludzie, tedy milczenie ich musi coś oznaczać. Któż mógłby przypuścić, że dadzą się wziąć, jak niedźwiedź w jamie.
Ludzie krzyczą: — Gore! Gore! — krzyczą raz po razu, ale nadaremnie.
Wobec tego, że nikt nie ma odwagi, porywa majorowa siekierę i wyłamuje drzwi zewnętrznie, potem biegnie schodami, otwiera drzwi pokoju i woła — Gore! Gore!
Ten głos znajduje lepszy oddźwięk, niż ryki parobków. Nawykli słuchać go, zrywają się wszyscy kawalerowie z łóżek, ubierają spiesznie i zbiegają na podwórze.
Niestety, u wejścia stoi olbrzymi kowal oraz dwu tęgich w garści młynarczyków i wielka hańba spotyka kawalerów. Jednego po drugim łapią parobcy, obalają, wiążą ręce i nogi i niosą każdego do przeznaczonego dlań pojazdu. Żaden nie uszedł, wszyscy zostali pokonani, zarówno szorstki pułkownik Baerencreutz, jak silny kapitan Chrystjan Bergh i filozof, wuj Eberhard. Schwytano nawet niestrudzonego Göstę Berlinga. Powiódł się tedy zamach majorowej, bo mocarniejsza jest ona, zaprawdę, od wszystkich razem kawalerów.
Litość zbiera patrzeć, jak siedzą związani w starych, rozstrzęsionych pojazdach. Pospuszczali głowy, zerkając zpodełba, a podwórze huczy od wściekłości, klątw i wybuchów bezsilnego gniewu.
A majorowa chodzi od jednego do drugiego, mówiąc:
— Przysięgnij, że nie wrócisz do Ekeby!
— Niech cię piekło pochłonie, czarownico!
— Przysięgnij! — powtarza. — Inaczej wrzucę cię związanego do izby, gdzie się usmarzysz, albowiem postanowiłam spalić tej nocy całe skrzydło rezydenckie! Wiedz o tem!
— Nie wolno pani majorowej tego uczynić!
— Jakto nie wolno? Wszakże całe Ekeby jest moją własnością! Ty gałganie! Czy sądzisz, żem zapomniała, jakeś pluł na mnie na gościńcu? Należałoby cię spalić