Skazano go za morderstwo na kilkanaście lat więzienia.
Czas mijał, przestano o nim myśleć. Pracowaliśmy jak zwykle na swem zwykłem miejscu, rzadko tylko albo i wcale już nawet nie wspominając górala, kiedyś wolnego a dziś spędzającego swe lata w więzieniu. Ze wstydem muszę wyznać, że także moja lekkomyślna Mini zapomniała o swym przyjacielu. Nowe znajomości wypełniły jej życie. W miarę, jak zaczynała dorastać, obcowała coraz więcej z dziewczętami, spędzając z niemi tyle czasu, że nigdy już nie przychodziła, jak dawniej, do pokoju ojca. Prawie że nie mówiliśmy z sobą.
Minęły lata. Była znowu jesień a my poczyniliśmy właśnie przygotowania do wesela naszej Mini. Miało się ono odbyć podczas świąt Pudża. W czasie, kiedy Durga powraca na Kailas, miało do domu swego małżonka odejść światło domu naszego, pogrążając go w ciemnościach.
Był pogodny poranek. Powietrze było po deszczu jakby wymyte do czysta, a promienie słoneczne były jakby ze szczerego złota. Świeciły tak jasno, że użyczały blasku piękności nawet brudnym, ceglanym murom naszych kalkuckich ulic. Już wczesnym rankiem zabrzmiały dudy weselne, a każdy ich ton szarpał mem sercem. Żałosna melodja Bhairawi powiększała jeszcze mój ból z powodu czekającego mnie rozstania. Dziś wieczór miała moja Mini wyjść za mąż.
Strona:Głodne kamienie.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.