Teraz się znów karta odwróciła. Ten, który dotychczas zwykł był wychwalać, zaczął krytykować. Radża, dotychczas niestrudzony w wychwalaniu wobec swej małżonki szumnemi mowami pochwalnemi Bipina, przyszedł nagle do przekonania, że ludzie bezmyślni przecie trochę zanadto znów rozpływają się nad niewątpliwemi zresztą jego zaletami. Cóż nadzwyczajnego właściwie jest tak w jego wyglądzie zewnętrznym jak i głosie? Prawda, że on sam. Radża, dotychczas należał do tych bezmyślnych ludzi, ale teraz nagle w tajemniczy sposób przejrzał i przyszedł do rozumu.
Od następnego dnia jak najstaranniej już pamiętano o posiłku dla Bipina. Rani zauważyła nawet raz wobec Radży:
— To faktycznie niesprawiedliwość, że Bipin Babu musi mieszkać razem z podurzędnikami w budynku administracji; prawda, że dziś jest w nędzy ale to mimo wszystko człowiek z towarzystwa.
Radża wykrzyknął krótko „Ha!“ i zmienił temat rozmowy. Rani zaproponowała, aby z okazji uroczystości odłączenia jej pierworodnego powtórzono jeszcze raz operę. Radża udał, że tego nie dosłyszał.
Kiedy Radża raz złajał Pute za niestaranne nakrycie stołu, służący odpowiedział:
— I cóż ja mogę począć? Z rozkazu Rani cały dzień muszę być na usługach Bipina Babu.
Strona:Głodne kamienie.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.