Rozgniewało to Radżę, to też zawołał bardzo podnieconym tonem:
— Ba, Bipin Babu to istotnie wielki pan! Nie może to sobie sam umyć naczynia?
Służący nie dał sobie tego dwa razy mówić i Bipin popadł znowu w swój dawny beznadziejny stan.
Rani lubiła pieśni Bipina; były one przecudne, to nie ulegało żadnej wątpliwości. Zwykle wieczorami, kiedy Radża wraz z Bipinem oddawał się muzyce, przysłuchiwała się z drugiego pokoju. Ale wkrótce po tych wypadkach Radża znów wrócił do swego dawnego rozkładu dnia i Bipina wieczorem nie wzywano.
Radża Czittarandżan miał zwyczaj obchodzić w południe cały swój dom, aby się przekonać, czy wszystko jest jak być powinno. Pewnego dnia, przyszedłszy do „zenany“ trochę wcześniej, zastał żonę pogrążoną w jakiejś lekturze. Kiedy jej zapytał, co czyta, zmieszała się trochę, ale, opanowawszy się szybko, odpowiedziała:
— Uczę się na pamięć kilku piosenek ze śpiewnika Babu Bipina. Od chwili, kiedy tak nagle wyrzekłeś się swej ulubionej namiętności, zupełnie już nie mamy w domu muzyki.
Biedactwo! A przecie ona sama robiła wszystko, co było w jej siłach, aby mu tę namiętność obrzydzić.
Strona:Głodne kamienie.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.