Informował się u swego sekretarza co do dzierżawy Asimuddina, ale wszystko, co ten mógł mu powiedzieć, było, że Babu Kriszna Gopal sam przed wielu laty osadził na tych gruntach tę rodzinę, nikt jednak nie miał wyobrażenia, dlaczego. Sekretarz wyraził przypuszczenie, że prawdopodobnie wdowa umiała sobie zjednać współczucie dobrotliwego dziedzica, skarżąc mu się na swą nędzę i niedolę.
Wszystkie te ulgi i względy wydały się Bipinowi zupełnie niezasłużone. Nie znał żałosnego położenia tych ludzi w dawniejszych czasach. Względny dobrobyt oraz pewność siebie, jakiej był świadkiem obecnie, doprowadziły go do wniosku, że ludzie ci najprawdopodobniej w bezczelny sposób wyłudzili od jego ojca część należącego się mu dziedzictwa.
Asimuddin był nie mniej upartym młodym człowiekiem. Przysiągł, że odda raczej życie, niż piędź swej ziemi. Wobec tego wybuchła otwarta wojna.
Biedna, stara wdowa robiła wszystko, co mogła, aby syna uspokoić.
— Nie możemy się z naszym panem kłócić! — powtarzała mu często. — Tak długo korzystaliśmy z jego łaski, ufajmyż mu dalej, nawet gdy odmawia nam swych względów i cofa ulgi. Oddaj mu część pól, jeśli tego żąda.
— Ach, matko, co ty się na tych sprawach rozumiesz! — wykrzyknął Asimuddin niecierpliwie.
Strona:Głodne kamienie.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.