zainteresowaniem, jak mu się powodzi. Naraz Asimuddin zamierzył się nożem i, rycząc jak tygrys, rzucił się na Bipina Babu. Kupcy zatrzymali go w porę i rozbroili go w mgnieniu oka. Oddano go natychmiast w ręce policji, poczem sprawy targowe potoczyły się zwykłym swym torem.
Nie możemy powiedzieć, żeby Bipin Babu nie był w duchu z tego wypadku zupełnie zadowolony. To przecie niesłychane, aby zwierzę, któremu właśnie chcemy zadać cios śmiertelny, odwróciło się nagle, szczerząc zęby.
— To łajdak! — roześmiał się Bipin w duchu — Nareszcie mam go w garści.
Kiedy damy w domu Bipina usłyszały o wypadku, zawołały przerażone:
— Ależ to morderca! Co za szczęście, że go w porę złapano!
Pocieszały się oczywiście myślą, że łotra tego nie minie dobrze zasłużona kara.
Tegoż samego wieczoru na drugim końcu wsi niska chata biednej wdowy, pozbawionej chleba i syna spowita była czarnym całunem śmierci. Inni zapomnieli wkrótce o zajściu popołudniowem, zjedli wieczerzę, położyli się do łóżek i zasnęli, w oczach wdowy jednak ten niesłychany wypadek przesłonił wszystko na szerokim świecie. Ale któż to miał z tem walczyć? Garstka znużonych kości i drżące z trwogi serce bezsilnej matki.
Strona:Głodne kamienie.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.