W parę dni później ktoś przysłał Nabendu wrogo usposobiony dla Kongresu dziennik anglo-induski. Znajdował się tam artykuł, opatrzony podpisem „Ktoś, kto to wie lepiej“, a naturalnie zaprzeczający wszystkiemu, co pisał autor listu otwartego. „Ci, którzy mają zaszczyt znać Babu Nabendu Szekhara osobiście — brzmiał artykuł — ani na chwilę nie uwierzą podobnemu oszczerstwu. Stać się członkiem Kongresu jest dla niego takiem samem niepodobieństwem, jak dla leoparda zrzucić swą skórę. Jest to człowiek nawskroś z charakterem — nie żaden nieszczęśliwy w swych staraniach o posadę rządową chłystek lub adwokat bez klienteli. Nie należy też do tych, którzy, wróciwszy po krótkim pobycie w Anglji i małpując nasze ubranie i obyczaje, wdzierają się bezczelnie w anglo-induskie towarzystwo, aby później z uczuciem zawodu musieć się z niego wycofać. To też nie widzimy najmniejszego powodu, dla któregoby Babu Nabendu Szekhar itd. itd.
Ach, ojcze Purnendu Szekharze! Jakże dobrą sławę wyrobiłeś sobie i swemu nazwisku wśród Anglików!
I ten artykuł pokazano szwagierce, bo czyż nie był to najlepszy dowód, że Nabendu nie jest jakimś mizernym, nędznym półgłówkiem, lecz prawdziwym, co się zowie, mężczyzną?
Strona:Głodne kamienie.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.