Strona:Głodne kamienie.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie Hemanta wziął ją za obie ręce, potrząsnął niemi łagodnie i rzekł:
— Kusum, gdzie jesteś? Odeszłaś ode mnie tak daleko, że dopiero po długiem, cierpliwem poszukiwaniu mogłem cię przy pomocy wielkiego dalekowidza odnaleźć jako drobniuchny punkcik. Chodź bliżej, kochanie! Patrz, jaka przecudna noc.
Kusum odwróciła wzrok od pustej przestrzeni, spojrzała na męża i rzekła:
— A ja znam zaklęcie, które mogłoby w jednej chwili na drzazgi rozbić całą tę księżycową noc wiosenną.
— Jeśli istotnie znasz takie zaklęcie — roześmiał się Hemanta — proszę cię, nie wymawiaj go. Gdybyś jednak mogła w jakiś sposób sprawić, aby niedziela była trzy lub cztery razy na tydzień, zaś noce aby trwały aż do piątej popołudniu następnego dnia, proszę cię, nie zwlekaj z tem.
To mówiąc, próbował przyciągnąć żonę do siebie. Ale Kusum wysunęła się z jego objęć i rzekła:
— Wiesz, chciałabym dziś wieczór powiedzieć ci coś, co zamierzałam wyznać dopiero na śmiertelnem łożu. Dziś czuję, że potrafiłabym znieść wszelką karę, jakąbyś mi wymierzył.
Hemanta chciał właśnie zrobić jakiś żart na temat kar i zacytował odpowiedni wiersz, gdy naraz usłyszeli szybkie zbliżanie się pary gniewnych pantofli. Były to dobrze znane kroki jego ojca, Harihara