życowe leżało na łóżku niedaleko otwartego okna, drzemiąc rozkosznie, jak znużona wesołą zabawą piękna kobieta. Wszystko to było kłamstwem. Miłość kłamała jeszcze podstępniej, niż ona sama.
Następnego poranka zapukał Hemanta do drzwi Peari Sankara Ghosala. Po bezsennej nocy był zupełnie wyczerpany i wyglądał mizernie i nieswojo.
— Czego sobie życzysz, mój synu? — powitał go Peari Sankar.
Hemanta spłonął gniewem.
— Skalałeś naszą kastę! — zawołał drżącym głosem — Przywiodłeś nas do zguby. Za to odpokutujesz.
Nie mógł dalej mówić, głos odmówił mu posłuszeństwa.
— Za to wy zostawiliście mi mą kastę, nie dopuściliście do wyrzucenia mnie z gminy i przyjaźnie poklepaliście po ramieniu! — rzekł Peari Sankar z cichym, sarkastycznym śmiechem.
Hemanta pragnął, aby jego gniew bramiński na miejscu spalił Peari Sankara na węgiel, jednakże jego wściekłość trawiła tylko jego samego. Peari Sankar siedział naprzeciw niego nietknięty i w jak najlepszem zdrowiu.
— Czy zrobiłem ci kiedy co złego? — spytał Hemanta.