W sypialni było zupełnie ciemno. Hemanta siedział na skraju łóżka przy otwartem oknie, wpatrując się w ciemność przed sobą. Kusum leżała na ziemi, objąwszy obu ramionami nogi swego małżonka i tuląc do nich swą twarz. Czas stał nieruchomo jak ocean podczas ciszy. Było to, jak gdyby los na tle wiecznej nocy raz na zawsze wymalował ten obraz. Zniszczenie po obu stronach, sędzia w środku, a potępieńcy u jego stóp.
Znowu człapanie pantofli!
Harihar Mukerdżi zawołał, stanąwszy u drzwi:
— Miałeś już dość czasu, dłużej czekać nie mogę. Wypędź tę dziewczynę z domu!
Usłyszawszy to, Kusum przycisnęła jeszcze raz z całą miłością stopy małżonka do piersi, okryła je pocałunkami, dotknęła ich jeszcze raz ze czcią czołem i wyszła.
Hemanta wstał, podszedł do drzwi i rzekł:
— Ojcze, ja swej żony nie opuszczę!
— Co? — rykną Harikar — Czy chcesz być wyrzucony z kasty?
— Kasta jest mi obojętna! — odpowiedział Hemanta spokojnie.
— Zatem i ja się ciebie wyrzekam!
Strona:Głodne kamienie.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.