phreya“ a wyczuwamy czasem w opowieściach gwiazdkowych. Dickens otacza swych bohaterów taką wygodą, że zaczynają śnić i bredzić; otacza swych czytelników taką wygodą, że zaczynają zasypiać.
Opowiadanie o woźnicy i jego żonie brzmi nam nieco sennie w uszach. Nie możemy skupić na niem uwagi, choć odczuwamy ciepło bijące jakby z ogniska palących się kłód. Jesteśmy z góry przeświadczeni, że wszystko niebawem na dobre się obróci, co przeszkadza nam wątpić kiedy woźnica powątpiewa, a lękać się, kiedy szorstki Tackleton burczy. Głos biesiadny przy końcu dochodzi do naszych uszu słabiej niż krzyki Cratchitsów lub dzwony Trotty Vecka. Wszystkie dobroduszne postacie, które szły śladem Scrooge‘a gdy zrzędząc wyłonił się z mgły, znów się we mgle rozwiewają.
Strona:G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu/172
Ta strona została przepisana.