gdy nie czuł się zdrowym, pewnego dnia w godzinach pracy zasłabł nagle. Sąsiad jego, Bob Fagin, ordynarny, szorstki chłopiec, który często mu za jego „pańskość“ dokuczał, okazał nagle zdrowe i trwałe współczucie, w które Dickens tak często wyposażał swych najnędzniejszych i najbardziej prostackich bohaterów. Fagin usłał dla swego chorego kolegi legowisko ze słomy pozbieranej w warsztacie, i cały dzień obkładał go butelkami od czernidła, napełnionemi gorącą wodą. A gdy nadszedł wieczór i Dickens trochę sił odzyskał, Fagin uparł się, że chłopca do ojca odprowadzi. Zaczęła się tragiczna farsa. Fagin, zakamieniały w swym rycerskim uporze, byłby dał się zabić aby Dickensa do domu odprowadzić, a Dickens, powodowany fałszywym wstydem, byłby wolał trupem paść, niż przyznać się Faginowi, że rodzina jego zamieszkuje więzienie Marshalsea. Dwaj młodzi warjaci przemierzali niezliczoną ilość ulic, obaj nieugięci, obaj cierpiący dla idei. Szlachetniejszą rolę miał tu oczywiście Fagin, który cierpiał przez chrześcijańskie współczucie, podcza gdy Dickens cierpiał przez pogańską dumę. Wreszcie Dickens, przywiedziony do rozpaczy, pożegnał nagle przyjaciela, dziękując mu za jego dobroć i podbiegł do pierwszego lepszego domu na drodze do Surrey. Stukał i dzwonił, podczas gdy Bob Fagin, jego dobrodziej a zarazem zmora, znikał na zakręcie. Gdy służący drzwi otworzył, spytał z całą powagą czy tu mieszka p. Robert Fagin. Jest to rys znamienny. Nieśmiertel-
Strona:G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu/39
Ta strona została przepisana.