czemś w rodzaju „deus ex machina“ a nawet stał się błędnym rycerzem. Dickens zrobił to odkrycie; wszedł do klubu Pickwicka aby drwić, a pozostał tam aby się modlić.
Moljer i jego markizy serdecznie się cieszą, kiedy pan Jourdain, tłusty stary mieszczanin, odkrywa z radością, że całe życie mówił prozą. Zastanawiałem się często nad tem, czy też Moljer odczuwał, jak pan Jourdain wzniósł się przez ten fakt ponad nich wszystkich, i dotknął nieledwie gwiazd. Posiadł on świeżość, która mu pozwoliła cieszyć się ze świeżego zdarzenia, świeżość, która pozwoliła mu radować się nawet ze zdarzenia dawnego. Odczuł, że rzecz tak zwykła jak proza, jest talentem, zarówno jak poezja — jest cudem mowy. Odczuł subtelny smak wody i delektował się nią jak winem. Jego naiwna próżność i żarłoczność, jego niewinna miłość życia, jego nieświadome umiłowanie wiedzy, są to rzeczy o wiele romantyczniejsze aniżeli zblazowanie drwiących i wymuskanych fircyków. Skoro świadomie mówił prozą, myślał nieświadomie poezją. Byłoby dla nas lepiej gdybyśmy mieli równie głębokie przeświadczenie o tem, że kolacja jest kolacją, lub że życie jest życiem, jak je miał ten prawdziwy romantyk, że proza jest istotnie prozą. Pan Jourdain stał się tutaj typem, jak pan Pickwick stał się gdzieniegdziej wzorem tej zapomnianej prawdy — romantyczności stanu średniego. Drwiny ze stanu średniego weszły
Strona:G. K. Chesterton - Charles Dickens.djvu/93
Ta strona została przepisana.