Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

spadającemi gwiazdami była czystą idyllą. I chociaż badacze ustalili, że wirujemy z szumem w pustce, przyczepieni do kuli ziemskiej, poeci ignorują to, jak zwykłe postrzeżenie o pogodzie. Nauka mówi, że niewidzialna potęga utrzymuje nas w naszych fotelach, podczas gdy ziemia pędzi, jak bumerang w przestrzeń gwałtownemi skokami; a tu tymczasem ludzie, by dowieść miłosierdzia boskiego, grzebią w zapylonych aktach. Głoszą oni, że potworna wizja pana Scotta o spiętrzeniu wód, wznoszących się, jak szklana góra z bajki, jest prawdą, a mimoto wracamy jeszcze do baśni. Do jakichto doszlibyśmy poetyckich obrazów, gdyby przeżywano nadal wiedzę przyrodniczą w poezji; ludzka wyobraźnia igrałaby podobnie swobodnie planetami, jak dawna poezja kwiatem. Powstałby patrjotyzm planetarny, w którym zielony liść pełniłby rolę kokardy, zaś morze stałoby się wiecznie huczącym bębnem. Bylibyśmy dumni ze wszystkich faz, przebytych przez naszą planetę i dzierżylibyśmy z pietyzmem wysoko jej sztandar w ślepej wędrówce sfer. Możemy to wszystko jeszcze teraz uczynić, gdyż mimo całej, nagromadzonej przez nas wiedzy, nikt naprawdę nie wie jednej rzeczy: czy świat jest młody, czy stary?