Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

cy, umacniający swą ideę ewangeliczną na publicznych drogach. Są dość niemili, ale kto poznał ich naprawdę, nie może zaprzeczyć, iż budzą wstręt z dwu głównie powodów: z powodu swego rażącego rozradowania i swej drażniącej pokory. To zespolenie radości i poniżenia zbyt jest uderzające, by dało się przeoczyć...
Należy zaznaczyć także, iż z chwilą zdyskredytowania pokory jako cnoty, odczuwa się silny odpływ radości z literatury i filozofji. Ludzkość wróciła do dawnego samopoczucia starożytnych Greków, ale zarazem do całej goryczy pesymizmu greckiego. Powstała literatura, która, uczyniwszy ubóstwienie jaźni wymagalnikiem, przedstawiała ludzi, jako najnędzniejszych szaleńców, zasługujących niby psy na uwiązanie do łańcucha. Sytuacja zaiste dziwna: radując się z całej duszy, nie uważamy się za godnych szczęścia; uznając boską emancypację własnej jaźni, wydajemy się sami sobie zgoła bez wartości. Wyjaśnia to jedynie fakt, że pokora zapuściła o wiele głębiej korzenie, niż sądzą współcześni, i stąd możnaby ją nazwać cnotą metafizyczną, nieomal matematyczną. Dowodzi tego najlepiej obserwacja ludzi, zarzekających się jawnie pokory, głosicieli samouznania i nieskrępowanego rozwoju jaźni, jako cnoty głównej. Ludzie ci, rzecz prosta, dążą do możliwie najwyższego udoskonalenia swych wrodzonych darów duchowych, unikając wszystkiego, co ma bodaj pozór