Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

Prawda, że strach ludzki przed szkieletem nie jest wcale strachem przed śmiercią. Jest to niezwykłą zasługą człowieka, iż naogół nie jest on zupełnie przeciwnikiem umierania, protestuje natomiast poważnie przeciw wyzbywaniu się godności. A rzeczą istotną, dręczącą go w szkielecie jest aluzja do bezwzględnej groteskowości własnego zarysu, jako zjawiska. Nie wiem, dlaczego miałby przeciw temu protestować. Zadowolony żyje przecież w świecie powabnym, w świecie wesołym, pracującym i żartobliwym. Patrzy na miljony zwierząt, noszących z lekkością dandysa olbrzymie kształty i narośle, najdziwniejsze rogi, skrzydła i łapy, o ile tylko są pożyteczne. Patrzy na dobroduszność żaby i niewytłomaczone szczęście hippopotama. Widzi wszechświat śmieszny, od wymoczków począwszy z głową za wielką dla ciała, aż do komety z za długim dla głowy ogonem. Lecz niespodziewanie, gdy zajrzy do zachwycających cudów własnego wnętrza, traci ochotę do wesołości.
W średniowieczu i renesansie (epoce poniekąd o wiele mroczniejszej) wyobrażenie szkieletu miało rozległy wpływ i zdolność zmrażania dumy, oraz ponęt wszelkich rozkoszy przelotnych. Lecz nie powodował tego napewno strach śmierci, gdyż w czasach owych spotykali ją ludzie ze śpiewem na ustach. Działała tu raczej myśl o poniżeniu, skrytem w szyderczej brzydocie ludzkiej struktury, niweczącej młodzieńczy bezwstyd piękności i dumy.