Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

jący coś z tajemnic, źródła uzdrowienia, coś z otchłannej, cudownej, miłosiernej siły.
W rewolucji francuskiej była kategorja ludzi powszechnie wyśmiewanych, wobec których,, z praktycznego punktu widzenia trudno było powstrzymać się od śmiechu. Usiłowali oni zapomocą olbrzymich drewnianych posągów i ceremonij zgoła niezwykłych ugruntować nowe, cudaczne religje. Czcili boginię rozumu, która, nawet gdy przyznamy jej twórcom wiele niezaprzeczonych zalet, było bóstwem najmniej szydzącem z nich. Lecz obłąkańcy ci, pogardzeni przez dawny i nowy świat byli ludźmi, którzy widzieli wielką prawdę, nieznaną tak nowemu jak dawnemu światu. Widzieli oni coś, co skryte pozostało przed całą nowoczesną cywilizacją demokratyczną aż do chwili obecnej. Pojęli, że demokracja musi mieć własną heraldykę, że potrzebuje dumnego i świetnego godła widzialnego, jeżeli chce zachować stale świadomość swego wysokiego posłannictwa. Nieszczęściem jednak dla tego ideału świat poszedł raczej śladem angielskiej niż francuskiej demokracji, a kto spojrzy na dziewiętnasty wiek, zobaczy w nim panowanie purytanów, epokę czarnych surdutów i czarnych dusz. Sądząc z dziwnego życia, które prowadzili ludzie tych czasów, mogliby oni równie dobrze brać udział w pogrzebie, jak w chrzcie wolności. Z chwilą, gdy naprawdę uwierzymy w demokrację, zacznie ona kwitnąć, podobnie jak kwitnęła arysto-