Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.
FILO.

Szkoda.

EDEK (bije się po głowie).

Ciężko, nie idzie — cholera, jakby kto zaciągnął tuman.

FILO.

Już wszyscy poszli.

EDEK (macha ręką).
FILO (zagląda do wnętrza).

A... niema?

EDEK (ciągle się uczy).

Nie.

FILO.

Ja tu dla niej coś przyniósł.

EDEK (machinalnie wyciąga rękę).

Dawaj!

FILO.

Nie, ja sam.

(zagląda)

A twojej wiedźmy nie ma?

(wchodzi przez okno, leci do łóżka Stefki, wydobywa z pod peleryny bukiecik kwiatów, stawia na koszu i wraca do Edka zadowolony).

Tak! do kobiet tylko z kijem Nietschego albo... z kwiatami... Mówię ci to z doświadczenia. Zapamiętaj to sobie Kulo!

EDEK.

Idż, mnie to nie w głowie.