Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA.

Pan ma wprawę.

(kładzie stare pantofle baletowe, Sekwestrator wychodzi).
STEFKA.

Żonie moje uszanowanie, dziateczki proszę ucałować, a niech pan uważa, bo tam trochę błoto...

(tańczy przed Żelazną).

Babciu morowa, mam opiekę nad twojemi gratami.

ŻELAZNA.

To nie zabawne. Mogła panna Stefka tego żyda zapłacić.

STEFKA (odrazu smutnieje).

Widać nie mogłam.

ŻELAZNA.

To źle, to trzeba mieć.

STEFKA.

Ta z czego?

ŻELAZNA.

Ja ta nie wiem, ale tak nie można.

STEFKA (nagle posępniejąc).

Ja sama wiem, że nie można.

(rzuca się na łóżko).

Spać chcę! Żelazna! ma pani trochę spirytusu do maszynki — nie mam czem się dziś ufryzować.