Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.
ŻELAZNA.

Ale ona będzie tak z początku udawała, że niby nie wie o niczem. Wielmożny pan rozumie, taka komedya...

DAUM (skrzywiony).

Po co to?

ŻELAZNA.

I wielmożny pan także tak będzie, że niby nic. To tak żeby nie poznała, że ja tak wielmożnemu panu dobrze życzę. Aż się jej wielmożny pan spodoba... tak za kwadransik!...

DAUM.

No już dobrze, dobrze!

ŻELAZNA (z uśmiechem cicho).

A... co do tego...

DAUM (wyjmuje z pugilaresu 50 koron i daje jej.
ŻELAZNA.

Ta to tylko pięćdziesiąt.

DAUM (cicho).

Drugie pięćdziesiąt... jutro...

ŻELAZNA.

Całuję rączki... całuję rączki!

(chwila milczenia).
DAUM.

Coś nie ma.

ŻELAZNA.

Przyleci... przyleci... tylko tu do szynku, w tej kamienicy...