Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

ziemi i patrzy w ogień. Słychać chrzęst klucza w przedpokoju, drzwi się otwierają i wchodzi Daum z masą paczek i dwoma butelkami. Michasiowa, która się zdrzemnęła — budzi się).

MICHASIOWA (uniżenie ale złośliwie).

Wielmożny pan... całuję rączki... całuję rączki...

DAUM (odsuwa ją laską).

No już dobrze, dobrze... niema panienki?

MICHASIOWA.

Panienka na próbie.

DAUM.

A z czego?

MICHASIOWA.

Jakieś coś smutnego. Panienka tam będzie za Hiszpana...

DAUM.

Stół trzeba przysunąć...

MICHASIOWA (złośliwie).

Ta... noga odlatuje.

DAUM (wściekły).

Znowu? ja płacić za wasze szkody nie będę.

MICHASIOWA.

Ta wielmożny panie! to to z tandety, nic nie warte, samo próchno.

DAUM.

Nieprawda.