Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA (chwilę patrzy za nim, wreszcie biegnie od okna, rzuca się na szesląg i zaczyna płakać po cichu).
MICHASIOWA (obojętnie).

No i czego?... czego?... nos ci spuchnie.

STEFKA (na sofie płacząc).

Ja jestem obrażona... obrażona... duma moja obrażona...

MICHASIOWA.

O co ci chodzi?

STEFKA (z całym bólem serca).

Powiada, że mnie nie może nikt kochać.

MICHASIOWA (stojąc).

Niby jak kochać? —

STEFKA.

No... uczciwie, bardzo — no... kochać.

MICHASIOWA (ironicznie).

A... to co innego. Niech się Stefce takiego kochania nie zachciewa, bo Stefka nie na takie kochanie, tylko na takie inne.

STEFKA (szybko).

Dlaczego? dlaczego?

MICHASIOWA (zgryźliwie).

Bo — Stefka już jest... tak... poza ludźmi...

STEFKA (szybko).

Jakto?

MICHASIOWA (dumnie).

A no... tak... po za luźmi. Co zrobić?