Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA (szczerze).

Doprawdy. — Jak pana widzę — zaraz mi lżej. Pan musi być bardzo miły w domowem pozyciu.

BOGUCKI (filuternie).

Staram się.

STEFKA.

I dla tego pana lubią kobiety.

BOGUCKI (śmiejąc się).

Mało lubią — szaleją.

STEFKA (z przekorą).

No... no...

BOGUCKI (idąc do szeslągu).

I Stefcia także... Stefcia szaleje...

STEFKA (siadają — Stefka na krześle).

Ani myślę. Zresztą mnie nie wolno...

BOGUCKI (na poręczy szesląga, odwrócony do Stefki).

Ach! jaka wierność. Dużo Stefci z tego przyjdzie.

STEFKA.

No... zawsze...

BOGUCKI.

Nie powiem, gdyby Stefka była żoną Dauma, ale tak...

STEFKA.

No — a gdyby pan był na miejscu Dauma, a gdybym pana zdradzała to...