Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA.

Ja wolałabym prosto, uczciwie — bez oszustw...

BOGUCKI.

Naturalnie, naturalnie... kto wie, jakby się rzeczy ułożyły...

(po chwili)

może życie Stefki by zupełnie inny obrót wzięło... ja naprzykład wiem dobrze, co Stefce potrzeba... ja zrobiłbym wiele... wiele nawet czego się Stefka nie spodziewa...

STEFKA (wzięta, pomimowoli lgnąc do niego).

Niech pan powie... co?...

BOGUCKI (po lisiemu).

Ja wolę nie mówić, ale ja zwykle wiem, co jest moim obowiązkiem względem kobiety, która mię kocha i jest dla mnie łaskawa. Ja jestem dżentelmenem i jako ten, wiem czem, i kim być powinienem...

STEFKA (po chwili).

Wie pan... może ja się namyślę...

BOGUCKI.

Tak — tak będzie najlepiej. Ja nie chcę do niczego kobiety przymuszać — Niech sama, sama, to jest mój system...

(obejmuje Stefkę i całuje)

Dzieciuś, pieszczoszka, Stefuś... jak zechce i kiedy zechce... choćby zaraz jestem twój... i z dyrektorem pomówię... i wszystko... Stefuś...