Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/106

Ta strona została przepisana.

była w suknię blado-liliową, haftowaną złotem. Delikatne jéj ramiona, ramiona porcelanowéj lalki, ubielone lekko różowym płynem, wysuwały się całe z berty, opadającéj szeroką falbaną aż do stanu, który, wbrew zwyczajowi, Orzecka nosiła wysoko, na wzór elegantek z czasów Restauracyi.
Czarna sylwetka Stania, ubranego we frak, krótkie spodnie i jedwabne pończochy czarne, odcinała się ostro na tle blado-liliowéj gazy. Często szeroki szmat sukni centkowanéj złotem owijał nogi tancerza i okrywał je chmurą niepewnéj barwy. I wówczas widać tylko było tors Stania, tors wykwintny, elegancki, który zdawał się w tajemniczy sposób planować w przestrzeni.
I daléj Wielohradzki dostrzegał wciąż znajome od lat tylu postaci — Charłupki, tańczącego z Lili Dalewską, Malewicza z Muszką Oleksińską, Sewera Drunickiego z jedną z księżniczek Hohensteigen Higmeringen. Pod ścianą stał Kafthan, odziany w czerwony frak i czarne pończochy, rozkładając na tle srebrzystéj materyi, okrywającéj ściany, swe rozrosłe plecy niezgrabnego niemca, wypierającego się swego pochodzenia. Stał pochylony, ciężki, smutny, śledząc przygasłemi oczyma tańczące grono. Tańczył źle, a bojaźń drwin „kasynowców”, którym służył za rodzaj ofiarnego kozła, nie dozwalała mu próbować sił i nabrać wprawy w tańcu.
Wielohradzki chwilę krótką patrzył na niego