Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/119

Ta strona została przepisana.

urodą i nieokreślonym wdziękiem dziewczyny zamienionéj czarodziejskiém zaklęciem w pięknego i zgrabnego chłopca. A piękność ta różniła się od urody i sposobu noszenia téj urody — Stasiów Pozbitowskick, Malewiczów, Bodeckich i całéj falangi „końskiéj loży”. Wielohradzki miał w sobie całą-massę kobiecości, miękkiego, kociego ułożenia, kokieteryi i pewnéj, mimo wszystko, nieśmiałości dziecięcéj. Młodzież zaś z arystokracyi, pomimo dystynkcyi i pięknych manier, wygimnastykowana we wszystkich sportach, była dla niéj, dla téj Muszki, tak samo jak oni, sportswoman’ki — zamało subtelną i pociągającą.
Wielohradzki w téj chwili, z szerokim welonem gazy w obu rękach, wyciągniętych ruchem tancerki, podnosił ramiona, i przez te białe pajęcze zasłony widać było jego twarz drobną, bladą, usta różowe, delikatne, oczy błękitne, czoło nizkie, równo zarośnięte, czoło cesarzowych rzymskich na statuach pleśnią wieków porosłych. Mówił słodkim, harmonijnym głosem, iż panie welony te włożą na głowy i zostaną zamknięte w rodzaju maurytańskiego domku, panowie zaś, odziani w burnusy, jak arabowie spowici w biel draperyi, pukać będą do zamkniętych wrót domu, i panie kolejno (według woli) wychodzić mają, znajdując na progu tego, którego jéj los za tancerza przeznaczył.
Wskazywał na złożone w kącie dekoracye dom-