Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/127

Ta strona została przepisana.

towanemi w maurytańskim stylu. Kilka olbrzymich palm wyrasta z posadzki, z mogił mchu, i wysoko rozkłada swe wachlarze liści ciemnych i poszarpanych. Dokoła domku krąży grono Arabów, odzianych w długie burnusy i zawoje dziwacznéj formy. Z pod burnusów od czasu do czasu wysunie się noga, odziana w lakierowany trzewik i czarną pończochę jedwabną, lecz szybko niknie, i Arabowie krążą po woskowanéj posadzce, wśród palm i mchu tajemniczo, w takt dziwacznéj, wpółsennéj melodyi.
Koło wrót domku stoi Wielohradzki, odziany tak jak i inni tancerze, lecz burnus jego jest cieńszy, delikatniejszy, zawój ułożony w bardziéj artystyczne formy. Na ramieniu ma pęk róż bladych, niepewnéj barwy, i kwiaty te kładą poetyczną nutę w surową całość klasycznego stroju. Delikatna jego twarz występuje jeszcze delikatniéj wśród téj śnieżnéj bieli, wyrafinowaniém kokieteryjnym; turban jego, cokolwiek z czoła zsunięty, odsłania dokładnie jego ładne, regularne rysy.
I co chwila z grona tancerzy występuje jeden i, doszedłszy do drzwi domku, puka i usuwa się na bok. Wówczas otwierają się powoli drzwi i na progu zjawia się postać kobieca, osłonięta welonem gazowym w duże srebrne gwiazdy. Nie odsłaniając owéj zasłony, podaje rękę tancerzowi i gdy drzwi zamkną się z powrotem, odchyla welon i ująwszy