Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

ramię araba, odsuwa się na bok, gdzie stoją już inne, związane wypadkiem, pary.
Gra ta budzi ogólne zainteresowanie. Ze wszystkich salonów pościągano, aby wiedziéć tę nową figurę kotyliona. Hrabia Dezydery wprowadził starą hrabinę Bodecką i usadził ją na wygodnym fotelu, pozostając przy jéj boku.
Wielka dama jest głucha, więc hrabia usiłuje krzyczéć, nie przekraczając miary dystynkcyi, i tłómaczy jéj cel owéj budowli tekturowéj, przypominającéj dekoracye pantomin, grywanych na arenie cyrkowéj.
We drzwiach sali balowéj tłok panuje nie mały. Wszyscy starsi mężczyźni przyszli, zwabieni dziwacznością piosenki arabskiéj, którą gra orkiestra z akompaniamentem dzwonków, tryanglów i tympanów.
Wielohradzki tryumfuje. Ogarnia okiem cisnące się tłumy i czuje się w téj chwili panem sytuacyi.
Przesadza ważność swéj roli wodzireja. Sam otwiera drzwiczki domku i, podając z gracyą rękę wychodzącéj damie, oddaje ją delikatnie i ostrożnie, jak bukiet szklanych kwiatów, czekającemu na nią tancerzowi. Z radością widzi zadowolenie na wszystkich twarzach, gdyż kostiumy podbudzają zawsze komedyancką stronę, drzemiącą w duszy każdego człowieka. Wielohradzki prostuje się dumnie i zaczyna mrużyć oczy i gryźć usta. Widzi, że Muszka