Ta strona została uwierzytelniona.
V.
Wielohradzka zaczęła być na seryo o syna niespokojną.
Powróciwszy z pikniku, zamknął się on w swoim pokoju, gwizdał, nucił — był w dobrym humorze, lecz wbrew przyjętemu zwyczajowi nie pił barszczu i nie zjadł salcsztangi, którą mu Tecia przyniosła.
Poszedł do biura, mając pod pachą portfel pełen papierów, i wróciwszy z biura, zasiadł do obiadu jedynie dla formy.
Nie jadł ani rosołu, ani mięsa, ani mizeryi, tylko wciąż po obrusie jakieś kółka i gzygzaki kreślił, mrucząc półgłosem:
— Dwie czternaste pary!..
To znów liczył coś na palcach, nucąc, gwiżdżąc walce i polki, raz nawet krzyknął głośno:
— Arrêtez!..
Wielohradzka nigdy nie widziała go w tak gorączkowém usposobieniu. Wiedziała, iż układał fi-