Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— Z Malewiczem.
— A!... sądziłam, że Malewicz jechał na mail’u, obok Statnickiéj.
Usiadła na kamieniu pomiędzy bluszczem a paprociami i obojętnie patrzyła dokoła.
Wielohradzki zdobył się na odwagę i ręką na okrąg polany ukazał.
— Ładnie tu? prawda? — zapytał.
Oui!.. pas mal! — odparła Muszka i natychmiast dodała — widziałeś pan jukiery Bodockich? Nadzwyczajne!.. Maleni umiéra z chęci odkupienia ich za jakąkolwidk cenę. Ale Jurek powiedział, iż za żadną cenę nie sprzeda. Gdy byliśmy w psiarni, Maleni ofiarowywał Jurkowi cztery tysiące i swroje cztery nowosprowadzone Gordon Settery. I co pan powie... Jurek odmówił...
Mówiąc te słowa, wyciągnęła rękę w stronę Wielohradzkiego i położyła swe palce na dłoni młodego człowieka.
— Powiedziałam jednak Maleniemu — ciągnęła daléj, a w głosie jéj nie zaszła żadna zmiana — że jeśli Jurek po wyścigach zdecyduje się sprzedać jukiery, stanowczo mu radzę, aby sprowadził innego dorożkarza z Wiednia. Ten Bratnagel ma wygląd złego i ponurego człowieka...
Urwała na chwilę, poczém dodała:
— Nie lubię ludzi złych, być może dlatego, że sama jestem złą istotą...