Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/18

Ta strona została przepisana.

dnak zachować pewien kształt, wdzięk, urok młodzieńczy.
Drobna była, szczupła, z gorsem zapadłym.
Wyglądała, nie na młodą dziewczynę, lecz na dziewczynkę dorastającą.
Aureola włosów słonecznych ratowała jéj urodę: słońce włosów i przepaścista czerń oczów.
Chłopczyk, którego prowadziła, był podobny do niej, jak cień: mały i skurczony.
Miał główkę ostrzyżoną przy skórze, czerwone pończoszki, buciki z rozluźnioną gumą, tabliczkę z szyfrem pod pachą i kieszenie wypchane massą nieokreślonych przedmiotów.
Idąc, piszczał:
— Żeby tak Tecia kupiła chleba świętojańskiego.
— Nie! — odparła młoda dziewczyna — kupię ci papatacz, to zdrowsze!..
Malec podciągnął nosem.
— Nie lubię papatacza — piszczał — chcę chleba świętojańskiego...
— Aha! żebyś znów pestki popołykał... Jutro rano!
Nagle urwała i stanęła w ponsach.
Spostrzegła Wielohradzkiego.
Mimowolnym, a każdej kobiecie właściwym ruchem sięgnęła ręką ku grzywce.
Przypomniała sobie, iż dzisiaj nie zapiekła żelaz-