w głębi duszy, przekonana o prawdzie słów swoich. I nagle zaczęła gorąco kochać tę Muszkę, nieznaną, zaledwie dojrzaną w cieniu kościelnym, która wyróżniła jéj syna i z taką lekkomyślną szczerością zdawała się objawiać mu swe uczucia.
I od téj chwili Wielohradzka całemi godzinami komentowała wraz z synem każde słowo, każdy ruch, każde spojrzenie Muszki. Wyszedłszy z założenia że Muszka, wychowana za granicą, ma swoje pojęcia i swój odrębny, a czasem nadto swobodny sposób zachowania się, tolerowała teraz w niéj wszystko, zaślepiona macierzyńską miłością, nieprzerażona niczém, nawet kartką, nawet potajemnemi uściskami rąk, igrających z palcami Tadeusza, jak z bukietem kwiatów lub ze skrzydłami wachlarza.
Wielohradzka widziała to jedno, iż Muszka kochała się w jéj synu. Kochając i przyznając się do tego uczucia, musiała myśléć o małżeństwie. Wielohradzka bowiem nie znała flirtu, nie wiedziała nic o tym nowomodnym objawie neurastenii i przewrotności ludzkiéj. Przyjmowała uczucia prosto i nie pojmowała inaczéj rozwiązania miłosnéj intrygi, jak w połączeniu dozgonném. Pomimo zaślepienia wiedziała doskonale, że pomiędzy Muszką a Tadeuszem leży cała przepaść, lecz, na romantyzmie wykarmiona i wyhodowana, sądziła, iż miłość Muszki zdoła te przepaść wypełnić. Dlatego więc owo tajemnicze i niewyraźne postępowanie panny Dobrojowskiéj
Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/183
Ta strona została skorygowana.