plecach rajtroka wyszyć wielką podkowę z białego sukna. Kafthan pochwycił tę myśl z wielką skwapliwością i dał odpowiednie polecenie krawcowi. Malewicz obiecywał sobie wiele radości z powodu owéj podkowy. Lecz już Stanio Pozbitowski blagował i śmiał się z Malewicza, który, będąc wybornym graczem, nie był tęgim jeźdzcem. Wygrawszy niedawno w karty znaczną summę, zjawił się nagle na placu Jura w chwili wyruszania całéj kalwakady na „halbblutce”, kupionej naprędce ze stajni Bodockich i mającéj brzydkie przyzwyczajenie tarzania się w piasku. Klacz, widząc step złotego piasku, ścielącego się dokoła, zapragnęła użyć kąpieli i położyła się, zmuszając Malewicza do zeskoczenia z siodła, ku wielkiéj uciesze Kafthana i całego towarzystwa. Stanio Pozbitowski, opowiadając ten fakt, śmiał się do łez. Wtórował mu Jurek Bodocki, który klacz natychmiast odebrał i pieniądze Malewiczowi zwrócił. Malewicz przyjmował te drwiny wesoło i piękna twarz jego, roweselona i rozjaśniona, zadziwiała siedzącego przy biurku Wielohradzkiego regularnością rysów i czystością liliową doskonale pielęgnowanéj skóry.
Lecz w téj atmosferze plotek i stajennych przygód nie wspominano nigdy o Muszce. Wielohradzki nie śmiał się o nią pytać, lękając się zdradzić ze swą tajemnicą. Wiedział tylko, że była we Lwowie, gdyż raz Pozbitowski przyniósł zbiorową fotografię
Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/187
Ta strona została skorygowana.