oczy!.. jettatura!.. z pewnością dziś przegram moje ostatnie czterysta guldenów!..
Lecz Kafthan wyszedł z pokoju ciężkim krokiem, pochylając jeszcze więcéj zgarbione plecy. Tymczasem Pozbitowski przyglądał się drobnym figurkom, czerniącym się na fotografii, i starał się rozpoznawać fizyognomie.
— Zdaje mi się, że to... Maleni!.. tak, to jego łysina!
— Pst!... — zasyczał Bodocki, pokazując drzwi prowadzące na kurytarz.
— A to Muszka Dobrojowska, obok niéj Muszka Zahorowska, a tu niżéj Muszka Hrunicka...
Wielohradzki wpatrzył się w czarną plamkę, mającą reprezentować Muszkę, jego Muszkę... i mimowoli przedstawiał sobie chwilę, w któréj ta fotografia była zdejmowaną. Słoneczny plac Jura, setka ekwipaży, stroje kobiet, świetny szyk mężczyzn, wesołość, nietroszczenie się o jutro, bezustanna zabawa, jedna smuga śmiechu, błysku i wszelkich estetycznych zadowoleń. Ze świata tego był on prawie wykluczony, czasem jednak dopuszczany w chwili, gdy świat ten błyszczący kręcić się zaczynał. On w ruch puszczał i kierował. Lecz był zabiedny, aby módz znajdować się na takiéj fotografii i stanowić jedną z tych czarnych plamek, które były odbiciem ich postaci. Rozgoryczony powrócił do domu i, nie jadłszy prawie obiadu, rzucił się na łóżko. Zaczął
Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/189
Ta strona została skorygowana.