Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/196

Ta strona została przepisana.

tego związku. Tymczasem Tecia wybuchem łez odpowiedziała na czynione jéj w tym względzie zapytania i teraz zamknęła się w uporczywem milczeniu, którego nic przełamać nie mogło. Wielohradzka z uśmiechem na ustach składała Pikniewiczowéj życzenia, lecz serce zamierało w jéj piersiach. Tecia, raz zamąż wydana, musiała, naturalnie, opuścić jéj pracownię i przestać dopomagać jéj w pracy. Była to dla niéj ruina, gdyż młoda dziewczyna prawie sama jedna dźwigała teraz cały ciężar powierzanych Wielohradzkiéj robót.
Nie chcąc jednak dla egoistycznych powodów druzgotać przyszłości całéj rodziny, Wielohradzka od rana usiłowała nakłonić Tecię do przyjęcia oświadczyn pana Janczewskiego. Tecia jednak bez gniewu i żalu odparła stanowczo, iż zamąż wyjść nie myśli, i z takim zapałem zajęła się szyciem i fastrygowaniém świeżo skrajanéj sukni, iż Wielohradzka poczuła chwilową otuchę, wstępującą w jéj zamierające z trwogi serce.
Niémniéj jednak obecnie, kierując się już ku wyjściu, uznała za stosowne zwrócić się ku dziewczynie, która z ustami pełnemi szpilek siedziała pochylona nad blado-liliową kaskadą jedwabiu, opływającą ją dokoła.
— Wychodzę... wyrzekła Wielohradzka — powrócę za godzinę. Niech Tecia pomodli się o dobre natchnienie i zastanowi się nad tém, co powiedzia-