Tadeusz zaczął szamotać się, zgrzytając zębami ze zdenerwowania.
Wielohradzka, która stała już na progu kuchni, zbliżyła się ku niemu.
— Pomogę ci! — wyrzekła łagodnie.
Zręcznie, szybko odplątała wstążkę. Tadeusz zesunął palto i schwycił matkę za rękę.
— Przepraszam mameczkę — wyrzekł dość potulnie — zapomniałem się przed chwilą... ale... jestem dziś szalenie zdenerwowany!..
Wielohradzka przesunęła ręką po jego niemal przy skórze ostrzyżonéj głowie.
— Ja wiem... ja wiem... — wyrzekła — ja to rozumiem! ja się nie gniewam.
Morze miłości macierzyńskiéj było w jéj błękitnych oczach.
Zachrobotało coś koło drzwi wejściowych.
— To Tecia!.. — zawołała Wielohradzka — kazałam jéj przynieść świéże salzsztangi — może zjész jedną z barszczem.
Tadeusz skrzywił się wykwintnie.
— Wątpię!..
— Sprobujesz!..
Pobiegła do przedpokoju otworzyć drzwi. Podszewka jéj szlafroka, złatana z kawałków jedwabiu, szumiała po wyfroterowanéj sosnowéj podłodze.
Do pokoju weszła Tecia.
Ochłonęła już ze swego wzruszenia.
Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/23
Ta strona została skorygowana.