Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/264

Ta strona została przepisana.

błyskawicy. Lecz malarze, znudzeni już tym przedmiotem, zajmowali się teraz „Katechizmém buddyjskim” przez Soubhadrę Brikshon i ganili niezmiernie jego zbyt dowolny układ, „dla użytku europejczyków” sporządzony.
Powstała dyskusya gorąca i ożywiona, gdyż jeden z malarzy bronił owego Soubhadrę i usiłował dowieść, że katechizm ów jest najzupełniéj zgodny z doktryną Buddhy Gotamy. Wśród téj wrzawy murzynka, coraz więcéj zziębnięta, zjadła całą stertę szparagów, połykając je całe, i otwierała przytem tak szeroko swe grube wargi, iż zdawało się, że połknie cały stół wraz z biesiadnikami. Niektórzy goście, siedzący bliżéj klanu malarzów, zaczęli mieszać się do téj dyskusyi, i nagle Wielohradzki uczuł się otoczony teozoficzną atmosferą, pełną burżuazyjnego mistycyzmu. Pojawienie się olbrzymich baranich pieczeni, złocących się rudemi masami w obramowaniu białych półmisków, przerwało żarliwe ścieranie się zdań przeciw i w obronie budyzmu. Rzucono się z zapałem do mięsa i sałaty i przez długi czas widać było tylko szczęki poruszające się i miażdżące jadło. Lecz, gdy służące zjawiły się, aby uprzątnąć talerze, błękitny kwiat młodego mistycyzmu zaczął krążyć znów w przestrzeni. Wypoczywano po zwalczeniu trochę twardéj baraniny, w oczekiwaniu kremu czekoladowego, który zapowiadało menu, przelatując z rąk do rąk z szybkością papierowego motyla. Czasu tego