Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/270

Ta strona została przepisana.

studya i czy znajduje Concarneau rzeczywiście tak niezwykłem pod względem malowniczego położenia?
Wielohradzki odpowiadał zdławionym głosem, starając się o ile możności odzyskać równowagę, lecz wzrokiem omijał Muszkę, lękając się spotkać z jéj rozgniewałem spojrzeniem. Czuł, iż popełnił znów jakąś niewłaściwość, i rozpacz ścisnęła mu serce. Jakkolwiek nie patrzył teraz na Muszkę, nerwami widział ją wybornie. Siedziała nieruchoma. Przez przyzwoitość położyła książkę, nie oczyma błądziła po morzu, nie biorąc żadnego udziału w rozmowie i zachowując się, jakby Wielohradzki nie był jéj zupełnie znany. Z tą zmarszczką na czole, z ustami zaciętemi, wystrójona, prześliczna, przypominała najzupełniéj tę Muszkę lwowską, która królowała wśród balów lub wiodła orszak ekwipaży na mail’u Maleniego.
Nagle powstała i zwróciła się ku pannie Marceli.
— Będę się kąpać! — wyrzekła — niech panna Marcela otworzy kabinę.
I szybkim ruchem złożyła fotel, tak jakby lękała się, ażeby Wielohradzki nie zajął jéj miejsca. Z Bourgetem pod pachą weszła do kabiny i z jakąś nerwową złością drzwi za sobą zamknęła.
Tymczasem Dobrojowską przeciągała z Wielohradzkim rozmowę. Nie mieli jednak sobie nic do powiedzenia i nić przewodnia rwała się ciągle, plącząc się w kółku prostych komunałów. Nadeszła