Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/282

Ta strona została skorygowana.

— Jakie to ładne!.. zdaje mi się, że wchodzimy do jakiegoś Sezamu!.. Przypomina mi się Ali-Baba i czterdziestu rozbójników...
Wielohradzki westchnął.
— Ach... gdyby ta blacha była szczerém złotem — wyszeptał.
Muszka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Chciałbyś pan być nababem? — spytała.
On odparł z wielką szczerością:
— Chciałbym...
Dziewczyna ramionami wzruszyła.
— Czy sądzisz pan, że to dodałoby ci uroku? — zawołała. — Nabab to w obecnym składzie społeczeństwa istota bardzo banalna, pospolita i zwykle niezajmująca... Przynajmniéj ja tak sądzę...
Wielohradzki gorączkowo chwycił się tego tematu rozmowy, który zdawał mu się rozświetlać cała sytuacyę.
— Byłem pewny — zaczął zdławionym głosem — iż pani, tak jak zresztą wiele kobiet wychowanych w dostatkach i zbytku, ceni ów zbytek... i owe dostatki...
Muszka szła ciągle naprzód ostrożnie, zgarniając swe szeroko rozpościerające się białe muśliny i ochraniając je od rozdarcia o kolce blachy.
— Zapewne — odparła już poważniéj i nagle zesztywniała moralnie — cenię dobrobyt, tak, jak cenię własną istotę, do któréj się przyzwyczaiłam. Są je-