Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

czasu poruszającą się, jakby za pociśnięciem sprężyny. Obok niego miss w czepku i gentelman w śliniaku, zamieniając flirtujące spojrzenia, wychylali szklanki gorącego grogu.
Dwie missy w fartuszkach, z trochą niezdecydowanéj barwy włosów, związanych błękitnemi kokardami, biło się rozkosznie o tekturową lalkę, odebraną innéj miss. Jakaś panienka, odziana w sukienkę Kate Greenvay, z mitynkami i olbrzymią budką muślinową, piastowała gutaperkowego kota, nie zaniedbując prowadzić nader ożywionego flirtu z wysokim i chudym mężczyzną w paskowanéj bluzce i słomianym kapelusiku.
Jakaś dziwna aberracya umysłowa, razem z przewrotnością, właściwą wpadającym w stan zdziecinnienia waryatom, zdawała się panować tu wszechwładnie. Te skoki, piski, klapsy, nagie łydki i kolana, olbrzymie fartuchy, hafty krótkich spódniczek, świstawki, bębenki, kółka do wyrzynania się zębów, cienkie warkoczyki, krézy, bakenbardy, czerwone nosy, żółte zęby — wszystko to razem tworzyło fatalne wrażenie domu obłąkanych, spędzonych razem w karnawałowéj chwili, dotkniętych jedną i tą samą manją, cofających się w swym rozwoju ku mrocznéj ciemni, z któréj pracą lat całych wydobyci zostali.
— Czy zna pan operetkę „Donnę Juanitę”? — spytała Muszka Wielohradzkiego.
— Znam.