Tecia powoli oderwała rękę od twarzy i podniosła na Tadeusza swe olbrzymie czarne źrenice.
W téj saméj chwili jednak poczuła na lewéj skroni gorące usta młodego chłopaka.
Cofnęła się szybko, zmieszana, ciągnąc za sobą nitkę jedwabiu przymocowaną do palta.
Tadeusz tryumfował, śmiał się, podkręcając cienkie wąsy.
— Przestraszyłem... co?.. — pytał.
Ona, rumiana nagle, trzymała teraz oczy wlepione w ziemię. Nagle urwała nerwowo nitkę i wpięła igłę w kamizelkę.
— Gniewa się jeszcze Tecia?.. — pytał Tadeusz.
Lecz już w téj chwili wchodziła Wielohradzka, trzymając w ręce rogalik zawinięty w papier.
— Mam doskonały twarożek i masło majowe, świéże... — wymówiła nieśmiało — może nasmarować ci bułkę?.. Zjész z apetytem...
Tadeusz wzruszył ramionami.
— Co téż mamcia wygaduje! — wyrzekł zgorszony. — Do czego to byłoby podobne, gdybym jadł twaróg w obecności... tych panów!
— Mógłbyś wyjść na kurytarz...
— Naturalnie, żeby mnie woźni widzieli. Mamcia nie wié, jak u nas, w namiestnictwie, trzeba być ostrożnym, ażeby nie wpaść w śmieszność. Nie mam ochoty zostać takiém pośmiewiskiem, jak Kafthan...
Wielohradzka wzruszyła ramionami.
Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/33
Ta strona została skorygowana.