Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Po ratę... za co?
— Za twój frak czerwony. Nie pamiętasz?..
Tadeusz uderzył się w czoło.
— Ach!.. si! si! pamiętam teraz... myślałem tylko, że to już zapłacone od świętéj pamięci... Décidément pamięć tracę!
Przejął ten wyraz francuski od Melunia Orfickiego i szafował nim wobec osób, które Melunia nie znały.
Schował pięć guldenów do pugilaresu, cmoknął matkę w ramię i obejrzał się po pokoju.
— Skoro wrócę do domu, ułożę bukiety i ordery w archiwum! — wyrzekł, idąc już ku drzwiom.
I nagle, wspaniałomyślnością zdjęty, szerokim, uprzejmym giestem tacę z bukiecikami wskazał.
— Możecie panie wziąć sobie po jednym bukieciku... — wyrzekł uprzejmie, lecz natychmiast dodał:
— Bierzcie tylko te, które mają podartą koronkę... całe proszę zostawić!..
Wysunął się do przedpokoju, zginął w ciemnej głębi i nagle ukazał się znów na progu, mrugając na matkę w tajemniczy sposób.
— Mamo!.. proszę mamy tu na chwileczkę!..
Wielohradzka wysunęła się z szelestem.
W przedpokoju Tadek ją za rękę złapał.
— Zostawiłem trzydzieści dwa ordery!.. wyszeptał — trzydzieści dwa!.. niech mamcia pamięta!..