Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/49

Ta strona została przepisana.

veilleuse’y opierała się lekko na dość długiéj parasolce o ciemnéj gałce.
Za każdym krokiem tkanina sukni łamała się i jedwab podszewek szumiał jak rozrzucane liście jesienne. Muszka szła, patrząc napozór obojętnym wzrokiem na cisnące się dokoła niéj tłumy. Z pod rzęs nawpół przymkniętych migotał szafir jéj oczu i, patrząc na wszystkich, Muszka zdawała się nie widzieć nikogo.
Powóz zajechał, elegancki, wytwornie zaprzężony, z kozłem nizkim, na którym stangret zdawał się zapadać w ziemię.
Hrabina zeszła szybko ze wschodów, podnosząc wysoko suknię i ukazując tłumom batystową, haftowaną spódnicę i aksamitne buciki.
Lecz nikt nie patrzył na matkę; oczy wszystkich były zwrócone na córkę, która chłodna, obojętna, spokojna, wsiadała do powozu pierwsza i stanąwszy na dywanie, zaczęła układać bronzową kołdrę, którą odrzucono na przód powozu. Stojąc tak na podwyższeniu, przerastając cały tłum wysokością swéj postaci, Muszka zatrzymała się chwilę, i nieruchoma, z rękami opuszczonemi, potoczyła wzrokiem dokoła.
Szafiry jéj oczu ślizgały się z szybkością motyla. po otaczających powóz postaciach i jedną sekundę zatrzymały się na grupie mężczyzn, nad któremi górował Wielohradzki.
Lecz w téj sanéj chwili, gdy Tadeusz podnosił