Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

z Muszką — z piękną Muszką, Muszką la Belle, l’Incomparable — wprowadził go nagle w świat inny, w świat, który otaczał go dokoła, lecz do którego zajrzéć nie miał czasu, a może i odwagi.
Panna uczyniła pierwszy krok, i gdy szła tak ku niemu uśmiechnięta, cała złota, wiotka i piękna, zdawało mu się, iż zbliża się nagle ku niemu zaczarowana kraina, pełna kuszących i rozkosznych obietnic.
Lecz była to jedynie... obietnica, nic więcéj!
Muszka bowiem, zdjęta ową nagłą fantazyą, pociągnąwszy go ku sobie, prowadziła na nitce pajęczych kaprysów, nie dopowiadając nigdy swej woli, swéj chęci, cofając swe źrenice, myśli słowa, uśmiechy, które posyłała naprzód, jak gwiazda promienie, i zanim promień ten mógł dotknąć oczu, serca, uszu Wieloradzkiego, już znikał w pół drogi, rozpływając się we mgle chłodu i wielkopańskiéj arrogancyi.
Wielohradzki postępował ostrożnie, nie awansując się, nie narzucając, czekając skinienia, gestu, zachęty, uśmiechu. Często czekał długo, nie przybierając wszakże postawy żebraka. Zrozumiał, iż rola jego powinna ograniczać się do „przyjmowania” téj niespodziewanéj bonne-forlune}}’y, która spadła na niego w chwili, gdy orkiestra stroiła instrumenty do walca z „Miss Helyet”. Sam nie ośmielał występować z czemś od siebie, z jakąś własną inicyatywą, posuwającą naprzód ten flirt dziwaczny, tajemniczy, podobny raczéj do jakiegoś początku skrywanego