Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/61

Ta strona została przepisana.

Sztucer!...[1]
Wielohradzki przejrzał się w szybie magazynu i ujrzał rzeczywiście „sztucera”, To go pocieszyło trochę, zwłaszcza, że właśnie przeszło mimo niego kilku ludzi źle ubranych. Jeden z nich miał spodnie prawie fioletowe! Wielohradzki wzruszył ramionami. Gdzie ten człowiek wynalazł podobne spodnie?
Nagle zamyślił się. Być może, iż w Paryżu lub Anglii ten kolor wszedł już w modę? Nastrojach kobiecych fioletowa barwa przeważała. Wielohradzki ubierał się modą wiedeńską. Obejrzał się raz jeszcze za owym młodzieńcem o fioletowych spodniach, lecz tłum ludzi przyjął go pomiędzy siebie jak morze wpadającą rzekę. W każdym razie — myślał Wielohradzki — ten pan z pewnością nie nosi, tak jak ja, pończoch i angielskich podwiązek. To było widać po fatalnym układzie fałd sukna.
Lecz znów myślą powrócił do Muszki.
Jeżeli kazała czekać na siebie, musiała mieć w tém jakiś cel, choćby dla zobaczenia go, dla zamienienia z nim jednego spojrzenia. Dlaczego więc prześlizgnęła się po nim wzrokiem z taką lodowatą obojętnością? A może.. nie widziała go wcale?
Teraz już Wielohradzki nie był nawet pewnym czy hrabianka dostrzegła go wśród tłumu.

— Jeśli mnie zaraz nie odnalazła, czemuż nie

  1. Sztucer — elegant w żargonie galicyjskim (przyp aut.).